Rozmowa z Piotrem Filipiakiem, dyrektorem Powiatowego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Wałczu.
1 stycznia minie rok od powstania Powiatowego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego (PCKZiU). Poszło jak po maśle czy idzie jak po grudzie?
– Na bazie ZS nr 2 i ZS nr 3 utworzyliśmy PCKZiU. Pomysł miał wielu zwolenników, ale też i przeciwników, bo dwie szkoły miały swoje historie, ambicje… Moje działania polegały na tym, żeby usprawnić organizację pracy. Wiele rzeczy modyfikujemy, dopasowujemy do nowej rzeczywistości i mimo wielu oponentów i niedowiarków, mogę dziś powiedzieć, że powoli się to udaje. Wspólnie wypracowujemy system sprawnej komunikacji, zarządzania dwoma budynkami i pracownikami. Nie ma bałaganu, funkcjonuje prawidłowy przepływ informacji, nie spóźniamy się z żadnymi decyzjami.
Jakich argumentów używali przeciwnicy połączenia „budowlanki” i „zawodówki”?
– Konkretnych argumentów nie było. Wydaje mi się, że to był zwykły strach przed czymś, co się zmienia. Jednak tożsamość szkół została zachowana, wszystkie typy szkół działają w starym kształcie, a w obrębie typów szkół dalej kształcimy w tych samych zawodach co kiedyś. Małe zmiany zaszły w kadrze kierowniczej i administracji. Więcej nic się nie zmieniło.
To jeżeli nic się nie zmieniło, to po co było połączenie?
– Wiadomo, że głównie chodzi o pieniądze. Zmiany usprawniły system pracy szkół i scentralizowały ich zarządzanie i wyposażanie. Po co np. budować wysokiej jakości dwie pracownie dla elektryków o mechatroników? Albo inny przykład. Budowlanka wynajmowała pomieszczenie od przedsiębiorcy, żeby było można tam zdobywać pierwszą kwalifikację budowlaną. Na warsztatach przy ulicy Bankowej było wolne pomieszczenie, które przystosowaliśmy dla potrzeb budownictwa, więc mamy kolejne zaoszczędzone pieniądze. Do tego dochodzi jedna księgowość. Łatwiejsze też stało się uzupełnianie etatów w przypadku braku godzin dla niektórych nauczycieli. Możemy np. skierować ich do uzupełniania brakujących godzin w internatach. W ramach Centrum kształcimy też osoby dorosłe poprzez Kwalifikacyjne Kursy Zawodowe. Możemy prowadzić też inną działalność jako Centrum. Łatwiej też pozyskiwać środki zewnętrzne.
To jak już rozmawiamy o pieniądzach… Dzięki Kontraktowi Samorządowemu dostaniecie masę pieniędzy. I co z nimi zrobicie?
– Na kontrakcie skorzystają wszystkie zawodowe w Wałczu. W projekcie uczestniczy Centrum i Zespół Szkół Nr 4. Generalnie chodzi o 15 mln zł do wykorzystania przez kilka lat w tzw. części miękkiej, czyli na wszelkiego rodzaju kursy doszkalające uczniów i nauczycieli, wycieczki, staże u pracodawców itd. Dodatkowo jest jeszcze 5 mln zł na cześć twardą, czyli na inwestycje. W ramach tego powstaną przy ul. Bankowej w pełni wyposażone nowe warsztaty z wieloma pracowniami i nowoczesnym zapleczem. Chcemy stworzyć taką ofertę i takie warunki, że młodzież będzie się tu garnęła drzwiami i oknami.
Jakie są terminy realizacji?
– Do końca roku ma być gotowy projekt. Widziałem już wizualizację warsztatów i powiem krótko: to coś niesamowitego. Po nowym roku zostaną ogłoszone przetargi na wykonawców, a na przełomie kwietnia i maja powinna rozpocząć się inwestycja, która potrwa około roku.
Fajnie się tego wszystkiego słucha, ale wizerunek „zawki”, czy „budowlanki”, który kształtował się przez lata, trudno będzie odczarować w ciągu kilkunastu miesięcy. Założę się, że w „Kaziku” do tej pory mówi się, że jak ktoś się nie chce uczyć, to niech idzie za rzeczkę.
– Jestem dyrektorem od 2006 roku i można zaobserwować, co przez ten czas się zmieniło. Naprawdę wizerunek szkoły zmienił się totalnie. Współpracujemy z różnymi instytucjami i ośrodkami wsparcia. Non stop diagnozujemy nasze potrzeby, analizujemy problemy i staramy się skutecznie reagować. Obraz dawnej „zawodówki” zmienił się. Mówią nam o tym sami rodzie. Świadczy też o tym nabór. Centrum rekrutuje ponad 800 uczniów i zatrudnia 130 osób. Zresztą najlepiej o nas świadczy czy kształcimy bezrobotnych, czy też nie.
Wasi absolwenci znajdują łatwo pracę?
– I tym mogę się pochwalić. Rynek pracy monitorujemy od kilku lat i nie mamy bezrobotnych, może poza pojedynczymi zawodami w sferze usług. Wszystkie kierunki mechaniczne i budowlane cieszą się ogromnym powodzeniem. Przedsiębiorcy czekają już od czerwca każdego roku, żeby zatrudnić naszych absolwentów.
Z jakimi firmami współpracujecie?
– Współpracujemy z firmą „Adamus” ze Szczecina. Nasi absolwenci zarabiają tam ogromne pieniądze. Zaczynamy dogadywać się z firmą „DCM” z Wałcza. Ostatnio byli u nas przedstawiciele z pilskiego „Philipsa” i zachwyciło ich to, co u nas zobaczyli i usłyszeli. Byli w szoku, że w takiej szkole jak nasza, może być tak wysoki poziom wiedzy odnośnie sterowników PLC i innych zagadnień natury technicznej. Jednak zatrudnienie w tych firmach nasi absolwenci znajdą dopiero wtedy, gdy otrzymają nasz „specjalny certyfikat” czyli poparcie. A żeby go otrzymać, uczniowie muszą spełnić nasze oczekiwania. Łatwo nie jest, ale się opłaca.
A jak układa się współpraca z organem prowadzącym, czyli z powiatem? Powiedzieli. No Filipiak, jesteście dyrektorem, to róbcie, a my będziemy się przyglądać jak wam to wychodzi. Radź sobie chłopie”. Zgadłem?
– Współpraca układa się bardzo dobrze. Zarząd rozumie potrzebę kształcenia zawodowego na wysokim poziomie i dużo nam pomaga. Kształcimy młodocianych, gminy refundują nam koszty kształcenia i te kontakty nawiązujemy dzięki staroście. Pozyskanie dofinansowania z Urzędu Marszałkowskiego w celu modernizacji bazy sportowej szkół (siłownia zewnętrzna na ulicy Bankowej i remont parkietu na Budowlanych), udział w projekcie „Najlepszy w zawodzie” to inicjatywa starosty i cieszę się że dotyczy to Centrum. Moje zadanie polega na realizacji i zabezpieczeniu wkładu własnego.
Bez laurek proszę. Nie ma żadnych zgrzytów?
– Bywa walka o pieniądze. Chcę ich jak najwięcej. Wiadomo.
Jak dyrektor Filipiak przekracza progi budowlanki, to tam wszyscy spuszczają głowę i burczą pod nosem „znowu przyszedł, po co on tutaj”. Zgadłem?
– (śmiech)
To jak jest naprawdę?
– Tak źle nie jest. Po prostu jest jak w życiu. Komuś zabrano pewną autonomię i samodzielność. Więc może mieć żal. Nie jestem typem dyrektora, który narzuca jedyną słuszną swoją wizję. Jest dialog. Bardzo cenię sobie nauczycieli z ulicy Bankowej. Jest też grupa bardzo mądrych i kreatywnych nauczycieli z ulicy Budowlanych. Zgrzyty są i bardzo dobrze, bo powinny być. Szybciej wypracujemy wspólnie model naszej szkoły. Zgrzyty przynoszą zresztą dużo mądrych pomysłów. Staram się tak postępować, żeby kadra czuła, że to co robi ma sens. Nigdy nie wątpiłem w powstanie Centrum i nie przestanę w nie wierzyć. Muszę jeszcze podkreślić, że mamy świetnych fachowców zarówno na ul. Budowlanych jak i na Bankowej. Z takimi nauczycielami i pracownikami nie ma szans żeby przegrać. Można tylko wygrać.
Jak pan ocenia wicedyrektor PCKZiU Małgorzatę Laskowską-Iwanowicz? Sprawdziła się w nowej roli? Jej zatrudnienie nie wszystkim się podobało.
– Szukano nie wiadomo jakiej genezy tego zatrudnienia. A ja szukałem po prostu od samego początku drugiego wicedyrektora. Zgłosiła się pani Iwanowicz i pomyślałem sobie, że przychodzi osoba z zewnątrz, która przez kilka ostatnich lat pracowała w innej instytucji. Byłem pewien, że przyniesie nowe pomysły. Ustaliłem jej dział związany z promocją, organizacją przeróżnych szkolnych imprez, których jest bardzo dużo i wyznam, że to ja się od niej dużo uczę. Pani Iwanowicz ma wiele ciekawych pomysłów, o których wszyscy przekonają się niebawem. Jeszcze jedna ważna sprawa. Pani wicedyrektor łączy obydwie stare szkoły. Ona nie ma przyzwyczajeń ani do budowlanki, ani do zawodówki. Jest całkowicie neutralna i dla mnie bardzo cenna. Czuwa nad integracją. Pozyskałem dla Centrum bardzo cenną osobę, z której wycisnę wszystkie soki (śmiech).
Muszę zapytać o palaczy nad rzeczką. Stoi tablica z zakazem jak byk, a tam ciągle na przerwach jakby parowóz stał. Źle to wygląda.
– O tę tablicę walczyłem pięć lat. No kopcą. Co z tego, że straszę ich egzekucją, skoro tej egzekucji nie ma? Na początku roku było parę kontroli i był spokój. Później nie było kontroli i problem powrócił. Ręce mi opadają. Podobny problem mamy na Budowlanych. Niestety trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: uczniowie przychodzą do nas z nałogiem już z gimnazjum. Palą z rodzicami w domach i palą na praktykach. Zrobiłbym dla nich oficjalną palarnię, żeby mieć nad tym kontrolę i żeby się nie szwendali, ale zabrania mi tego prawo. I tak to wygląda. Partyzantka. Szkoda. To jedna rzecz, której nie mogę zmienić, bo to walka z wiatrakami.
Jakie marzenie ma dyrektor PCKZiU Piotr Filipiak?
– Wiąże się z przebudową, budową i modernizacją Centrum oraz spełnieniem oczekiwań naszych absolwentów. Pieniądze z kontraktu będą kołem zamachowym tego, co będzie się działo przez najbliższe 10 lat. Mam dużo entuzjazmu, ale to łatwe, gdy ma się przy sobie taką kadrę. Życzyłbym sobie też spokoju.
Takiego jak do tej pory?
– Tak. Przecież z tego połączenia tak naprawdę wielkiej awantury nie było. To było chyba najspokojniejsze połączenie w Wałczu, jakie mogło się odbyć. Na ostatni wyjazd integracyjny wyjechały dwa autokary. Ponad sto osób z dwóch szkół. I ludzie się pytają, kiedy następny wyjazd.
Dziękuję za rozmowę.
Przepytywał Marcin Koniecko